Wracam do miasta.
Mam przed soba kolejne 5 godzin serpentyną w doł. Zasypiam ze zmeczenia na samym wstepie. Jest mega cieplo a te zakrety tylko mnie kołyszą do snu. Budze się w Anglii. Mysle chyba mam jakies omamy z tego upalu, bo wszystko co widze do okola to angielski countryside. Domy , jeziora, ploty samochody … Tak jestem w angielskiej Sri lance. W XVIII wieku powstala na tych teranach kolonia angielska która do dzis jest wakacyjnym kurortem angielskiej śmietanki. Nic się tutaj nie trzyma kupy. Ogromne ville i szybkie samochody kontra Domy z blachy i przydrożne stragany. Naprawde?
Zasypiam znowu i tym razem budze się w Nuwara Eliya . Jestem chyba w najdrozszym hotelu w okolicy . Wszedzie smierdzi brytyjskim szykiem. Czerwone dywany i zlote sciany. Korzystam z toalety i się ewakuuje .Kaska mowi – Mala, chodz zrobie Ci zdjecie . Naprawde?
. Ku mojemu zdziwieniu zaraz obok „hotelu marzen „ miesci się lokalna restauracja . Ceny sprzyjace kieszeni i w zamian usmiechniety zoladek . Naprawde !
Ruszam w miasto.
Życie tutaj toczy się calkiem normalnie. Raczej brak turystow bo jest a)dawno po sezonie b) backpackerski szlak jest oddalony co najmniej 4godziny w dol. Idealnie
Ciagle mi w glowie lankijski targ. Zebym przywiozła mamie Kuby prawdziwe przyprawy i najlepsza herbate a Marcinkowskiej wiecznie pachnący cynamon. Pudlo.Widze,ze miasto utrzymuje się glownie z turystyki a turystow o tej porze roku tutaj nie ma! Informacja: uciekaj. Bieda rzuca się w oczy na każdym zakrecie. Ludzie sa agresywni i nie koniecznie pomocni. Nie znalazłam ani jednej uśmiechniętej twarzy.Ktoś lezy na chodniku,ktoś się kloci,ktos wyludza pieniadze, ktos mnie popycha, ktos krzyczy,ktos patrzy mi w oczy. Znalazłam lankijski targ … naprawde?
Nagapilam się dosc.
Cel descynacji :Colombo
Tutaj kończy się moja prawdziwa Sri Lanka i zaczyna handlowa stolica wieżowców.
Moje cale wyobrażenie o tym kraju ulegla zmianie wraz z wjazdem do Colombo. Zaczelam od lepianek i palm kokosowych ,koncze tutaj stojac obok konsulatu amerykańskiego i indyjskiego . Przechadzam się promenada z rodzinami i kolorowymi latawcami.
Mijam budki z szybkim jedzeniem smazonym na glebokim tluszczu o dacie ważności az się nie spali. I tutaj należy wspomniec o „pomarańczowych”. Pomaranczowi to świeżo upieczeni małżonkowie których mialam okazje poznac podczas mojej podrozy. Ona mowi bez przerwy na oddech 24h a on –na nastepne wakacje wezme cie do Szczecina. Pomaranczowi ,bo tak zostali nazwali po kolorystyce w ktorej najszesciej się prezentowali, byli największymi hardkorami jedzeniowymi . Pochlaniali absolutnie wszystko co było zakazane . Te krewetki z ulicy smazone na 30-letnim oleju, woda z kranu , samosy z wystawy pakowane w zapisane kartki z zeszytu nawet Dorian którego z reszta zabrali ze soba.
Jest naprawde pieknie, miasto zlokalizowane nad samym oceanem. Wieżowce i potężne biale budynki. Co kawalek twarz glowy panstwa ,policja na koniach ,wesole twarze i wszystko w jezyku angielskim.